Klin
2010-10-28 09:41:05 UTC
http://kronikarz.org.pl/felietony/inni-autorzy/803-zbrodnia-i-dowody-czyli-o-zabojstwie-prezydenta-kaczysliego
Rosjanie nazywają te bomby “termobarycznymi” - właśnie od ciśnienia i
temperatury Bomby izowolumetryczne są znane od czasów wojny
wietnamskiej, z tym, że początkowo miały postać dużych bomb lotniczych
opuszczanych na spadochronach. Przy zetknięciu z ziemią bomba uwalniała
śmiercionośny aerozol, który następnie eksplodował nad powierzchnią
dosłownie kilku kilometrów kwadratowych. US Army bardzo lubiła używać
tych bomb np. dla “oczyszczenia” terenu, na którym miały lądować np.
Śmigłowce. Boom - i potężny teren oczyszczony z wszelkich min i innych
pułapek.
Bomby izowolumetryczne to najsilniejsze bomby konwencjonalne i w ogóle
najsilniejsze bomby po bombach atomowych. Do lat 80-tych ubiegłego wieku
były to jednak bomby fizycznie dużych rozmiarów. Ich siła wybuchu
zależała, bowiem od ilości cieczy, która zamieni się w aerozol.
Amerykańska najsilniejsza bomba izowolumetryczna nosiła nazwę MOAB.
Jankesi nazywali ją potocznie “Mother of All Bombs”. Jakby przez
przekorę Rosjanie skonstruowali w latach 90-tych bombę jeszcze 4 razy
silniejszą - i nazwali ją
OWB (“Otiec Wsiech Bomb”). Jednak Rosjanie na potrzeby wojny z
Czeczenami skonstruowali także pociski termobaryczne małych rozmiarów i
mniejszej mocy. Taki pocisk może być odpalony ze zwykłej ręcznej
rakietnicy np. sowieckiego typu Trzmiel. Ma postać granatu, który
zawiera w Środku około 1 litra odpowiedniego płynu. Gdy taki pocisk
rozerwie się np. w środku jakiegoś pomieszczenia w budynku - płyn
zamieniony w gaz natychmiast przeniknie wszędzie gdzie da radę tak duża
jest różnica ciśnień). Szczeliny pod drzwiami - to naprawdę droga aż
nadto szeroka. A po czasie dosłownie “sekundowym” w budynku eksploduje
całe piętro. Albo i w mniejszym trzy piętra... Tak sowieccy Żołnierze (o
przepraszam - teraz rosyjscy) “oczyszczali” w Czeczenii podejrzane
budynki z terrorystów.
Rosjanie nazywają te bomby “termobarycznymi” - właśnie od ciśnienia i
temperatury Bomby izowolumetryczne są znane od czasów wojny
wietnamskiej, z tym, że początkowo miały postać dużych bomb lotniczych
opuszczanych na spadochronach. Przy zetknięciu z ziemią bomba uwalniała
śmiercionośny aerozol, który następnie eksplodował nad powierzchnią
dosłownie kilku kilometrów kwadratowych. US Army bardzo lubiła używać
tych bomb np. dla “oczyszczenia” terenu, na którym miały lądować np.
Śmigłowce. Boom - i potężny teren oczyszczony z wszelkich min i innych
pułapek.
Bomby izowolumetryczne to najsilniejsze bomby konwencjonalne i w ogóle
najsilniejsze bomby po bombach atomowych. Do lat 80-tych ubiegłego wieku
były to jednak bomby fizycznie dużych rozmiarów. Ich siła wybuchu
zależała, bowiem od ilości cieczy, która zamieni się w aerozol.
Amerykańska najsilniejsza bomba izowolumetryczna nosiła nazwę MOAB.
Jankesi nazywali ją potocznie “Mother of All Bombs”. Jakby przez
przekorę Rosjanie skonstruowali w latach 90-tych bombę jeszcze 4 razy
silniejszą - i nazwali ją
OWB (“Otiec Wsiech Bomb”). Jednak Rosjanie na potrzeby wojny z
Czeczenami skonstruowali także pociski termobaryczne małych rozmiarów i
mniejszej mocy. Taki pocisk może być odpalony ze zwykłej ręcznej
rakietnicy np. sowieckiego typu Trzmiel. Ma postać granatu, który
zawiera w Środku około 1 litra odpowiedniego płynu. Gdy taki pocisk
rozerwie się np. w środku jakiegoś pomieszczenia w budynku - płyn
zamieniony w gaz natychmiast przeniknie wszędzie gdzie da radę tak duża
jest różnica ciśnień). Szczeliny pod drzwiami - to naprawdę droga aż
nadto szeroka. A po czasie dosłownie “sekundowym” w budynku eksploduje
całe piętro. Albo i w mniejszym trzy piętra... Tak sowieccy Żołnierze (o
przepraszam - teraz rosyjscy) “oczyszczali” w Czeczenii podejrzane
budynki z terrorystów.